Ostatnio po dłuższej przerwie wróciłam do tekstów bloggerki Leigh Peele o społecznej percepcji mięśni u kobiet:
Definiujemy słowo „krępy” raz na zawsze.
Dość przewidywalna konkluzja z ankiet, które Leigh przeprowadziła online, jest taka, że mięśnie generalnie się nie podobają i preferowany jest miękki, delikatny wygląd. Nikogo to nie dziwi. Nie ważne, czy wolimy chudzinki, czy krągłe klepsydry, ideał ma sprężyste, jędrne ciało, kobiece krągłości (różnych rozmiarów) i „zdrowy”, młody wygląd bez widocznej muskulatury.
Ja chciałabym dzisiaj skupić się na jednym, konkretnym pytaniu z kwestionariusza Leigh:
Która z celebrytek posiada ciało najtrudniejsze do osiągnięcia?
1-Angelina Jolie-14%
2-Jessica Alba-41%
3-Jessica Biel-12%
4-Paris Hilton-25%
5-Kate Winslet-8%
Ten wynik jest dość…zaskakujący. Znakomita większość kobiet uważa, że najtrudniejsze do osiągnięcia jest ciało Jessici Alby. Zaraz za nim znajduje się wychudzone Hilton i Jolie, a dopiero potem ewidentnie wysportowana Biel i lekko podmamusiała Winslet.
I teraz problem do przemyśleń: dlaczego kobiety sądzą, że sylwetka niespecjalnie wysportowanej (na oko) Alby, wymaga więcej pracy, niż ciało przypakowanej Biel? Na czym ta praca i trud miałyby polegać?
Gdybym chciała bazować moje wyobrażenie o modelowaniu sylwetki na prasie kobiecej, najprawdopodobniej próbowałabym osiągnąć taki wygląd następująco:
-jeść mało, żeby pozbyć się uciążliwych ud/brzucha/boczków,
-NIE ćwiczyć z obciążeniem, bo przecież NIE chcę żadnego zarysu mięśni,
-ćwiczyć bardzo, bardzo dużo. Nie tylko po to, żeby spalać kcal, ale też by się „ujędrnić”,
-mogłabym też wybrać programy treningowe opisane jako „tonowanie”, czy „modelowanie”, które pomogą mi uzyskać właśnie ten sexi sprężysty wygląd bez umięśnienia.
Najprawdopodobniej efekty byłyby mało satysfakcjonujące….więc doszłabym do konkluzji, że widać muszę jeść jeszcze bardziej restrykcyjnie i ćwiczyć jeszcze więcej cardio i dywanówek. Codziennie, po parę godzin, z trenerem cudotwórcą, który wie jak magicznie ułożyć ćwiczenia na brzuch w odpowiedniej kolejności.
Jak się do tej harówki ma praca karków z siłki, co chodzą na trening 3-4 razy w tygodniu, nawet się nie spocą i non stop coś jedzą?
No nijak. Wyniki ankiety przestają dziwić. Ba – nie dziwą już komentarze na pudlu czy kozaku w stylu: „jakbym nie musiała pracować też bym tak wyglądała”, czy „ma kasę, to ją stać na trenerów”….
Smutna prawda kryjąca się za owym „idealnym wyglądem” jest natomiast trochę inna i tak na prawdę sprowadza się, nie licząc budowy kośćca, o czym wszyscy wiedzą, przede wszystkim do jednego aspektu:
Bardzo równomiernie rozłożonej tkanki tłuszczowej. To jest ten kluczowych element tworzący ideał. Nie ważne, czy podobają nam się smukłe modelki czy krągłe klepsydry, optymalnie całe ciało powinno być obłożone harmonijnie. Tłuszczu nie może być nigdzie za dużo – bo to oznacza galaretkę i cellulit, nie może być go też za mało, bo wtedy wyłażą kości. Dopuszczalne są widoczne obojczyki i ew. kości miednicy. Cała reszta, nawet u wyjątkowo szczupłych kobiet powinna być schowana. Poza kośćmi nie powinno również być widocznego zarysu mięśni, ew. bardzo, bardzo lekka rzeźba. Dopuszczalny minimalny cień 6-paku.
Widzicie w czym problem? Nie ważne, czy marzy wam się sylwetka Kim Kardashian czy Aniołka Victorias Secret, obie opcje są tak na prawdę przede wszystkim kwestią predyspozycji genetycznych. Mało która kobieta ma tkankę tłuszczową idealnie rozłożoną na ciele – większość dziewczyn zmaga się czy to z brzuszkiem, czy z udami, czy boczkami. Schudnięcie z tych kryzysowych miejsc wymaga z reguły zejścia do bardzo niskiej wagi. A co się wtedy dzieje? Wyłazi mostek i żebra u gruszek, czy zanika pupa u jabłek. Ciało traci tej świeży, sprężysty i zadbany wygląd. Możemy zacząć ćwiczyć siłowo. Owszem, nasze ciało zyska w ten sposób na jędrności, ale za to przy równie niskim bf zamiast kości wylezą nam na wierzch mięśnie, w tych miejscach, gdzie tkanka tłuszczowa jest najcieńsza. A przecież zaznaczone barki czy łydki to dramat, który oddala nas od perfekcji tak samo, jak brak jędrności skinny fata.
Jak więc osiągnąć wygląd Alby? Hmmm. Nijak – bo o ile stopień umięśnienia Alby można wycyrklować treningami, bf Alby można uzyskać dietą, to to, czy z tymi samymi parametrami będziemy wyglądać jak ona, czy też nadal będziemy mieć upartą fałdkę na brzuchu przy płaskopupiu w zestawie z nieszczęsnym zarysem mięśni na łydkach.
Ps – znalazłam nawet tekst o tym, jak wyglądać jak Jessica Alba 😉 Zawierający ten oto graf, który myślę tłumaczy, że żadnej cudownej metody na „gładki” wygląd nie ma. Jest tylko opcja nabierania/tracenia mięśni i nabierania/tracenia tłuszczu.