Mój ukochany faktoid treningowy, czyli stretching wysmukla.

Na prawdę nie wiem ile już razy czytałam o tym, jak to stretching wysmukla łydki, uda, czy co tam jeszcze wymaga wysmuklenia. Często na naprawdę rozsądnych blogach fitnessowych.

Normalnie nóż się w kieszeni otwiera, bo wystarczy odrobina zdrowej ciekawości by zadać sobie pytanie, na jakiej zasadzie niby miałoby to działać i spróbować temat wygooglować, aby uświadomić sobie jak absurdalne jest to stwierdzenie.

A więc zacznijmy od początku.

Rozciąganie nie wydłuża mięśni – wyobraź sobie mięsień przyczepiony do kości na dwóch końcach. A teraz wyobraź sobie, że mięsień ten się wydłuża. Co się dzieje z jego napięciem? Co się dzieje w  miejscu połączenia z kością? No nijak koncept wydłużenia nie działa z anatomicznego punktu widzenia. Mięśnie muszą utrzymywać stałe napięcie. LINK do bloga Barbells nad Bakers.

Rozciąganie nie wysmukla mięśni -skoro już wiemy, że długość mięśnia nie zmienia się od rozciągania, to na jakiej podstawie zmieniać by się miała jego objętość?

Rozciąganie tak na prawdę nie jest kwestią mięśni, a kwestią mózgu -Tak a nie inaczej. Nasza gibkość nie zależy od naszych mięśni, ale od naszej głowy – dlatego pod narkozą czy w czasie snu można nas wyginać na wszystkie strony. To mózg decyduje o tym, jaki zakres ruchu jest dla naszego ciała bezpieczny i naturalny, a na nasze próby wykonania szpagatu reaguje spięciem i ściągnięciem rozciąganych mięśni. Pięknie to tłumaczył Pavel Tsatsouline w swojej książce poświęconej stretchingowi „Relax into Stretching”- większość z nas, nie ma problemu z uniesieniem nogi w bok pod kątem 90 stopni. Jesteśmy w stanie podnieść tak lewą, jesteśmy w stanie podnieść prawą. Dlaczego więc nie możemy zrobić szpagatu? Przecież nasze nogi nie są w kroczu połączone? Ano dlatego, że dla naszego mózgu taka poza jest nienaturalna i może oznaczać zagrożenia dla zdrowia. Co ciekawe – przy bardzo silnym i gwałtownym naciągnięciu nasze mięśnie automatycznie całkowicie się rozluźniają – również po to, aby uniknąć poważniejszego urazu. Rozciąganie to powolne tłumaczenie naszemu ciału, że nic mu się nie stanie, jeśli zwiększymy zakres ruchu. LINK do BreakingMuscle.

Sama mam z rozciąganiem wiele problemów – mam nadmiernie wiotkie więzadła, moje mięśnie nauczyły się pełnić rolę stabilizatorów stawów (szczególnie kolan) zamiast nich. Co prowadzi do dość zabawnego fenomenu – przy pomocy dobrego fizjoterapeuty mogę praktycznie rozciągnąć się do szpagatu (bo nie blokują mnie więzadła, a sprytne użycie metody rozciągania PNF (spięcie-rozciągnięcie) totalnie luzuje mój mózg) tylko po to, żeby pół godziny później znów być tak spięta, że mam problem ze zwykłym przysiadem czy skłonem :/ Mogłabym oczywiście próbować wmówić mojej głowie, że to rozluźnienie jest bezpieczne i próbować pracować nad gibkością- ale sama wiem, że nie jest – w końcu chroni moje zmaltretowane kolana.

Rozciąganie powinno w założeniu służyć nie uzyskaniu większej gibkości (o ile faktycznie robisz to dla zdrowia, a nie w celu sportowej progresji) ale korekcji nierównowagi w napięciu poszczególnych grup mięśni – Nasze mięśnie pracują z reguły w parach – jak mięśnie brzucha i grzbietu, przód i tył uda, biceps i triceps. Niestety na co dzień nie korzystamy z całej naszej muskulatury równomiernie i część mięśni pozostaje na stałe w stanie  ciągłego spięcia, a część jest osłabiona i naciągnięta. Co prowadzi chociażby do wad postawy jak np baaaardzo częste przodopochylenie miednicy. Rozciąganie powinno służyć wyrównaniu napięcia mięśniowego i korekcji postawy, co również wiąże się z poszerzeniem zakresu ruchu. Poważnym błędem jest brutalne rozciąganie spiętych mięśni „do bólu” co prowadzi do jeszcze większego ich ściągnięcia, oraz dodatkowe rozciąganie mięśni, które już mamy osłabione i które luzują się nam podejrzanie łatwo. LINK do SequenceWiz strony dla trenerów jogi.

Mam nadzieję, że dzięki temu wpisowi może chociaż jedna osoba ugryzie się w język zanim poleci komuś stretching na szczupłe łydki.